Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

piątek, 25 listopada 2016

Robótka 2016 - Bardzo silna lina!

Silnalina

Razem, razem,
razem - jesteśmy siłą,
osobno - jakby nas nie było,
skałą - jesteśmy razem,
jedność - to być naprawdę.

Stadami ruszamy, kruszymy mur,
dzielimy chleb, dzielimy ból,
słabi są silni, siłą silniejszych,
każdy jest ważny,
nikt nie jest pierwszy.
Być, musimy być,
aby tak żyć,
musimy być,
aby tak żyć,
jedność,
bliskość,
rodzina,
wiąże nas razem silnalina!

Wiele słabych nici razem,
MYWASWYNAS!
Wiele słabych nici razem,
MYWASWYNAS!
Wiele słabych nici razem,
MYWASWYNAS!
To jedna silna lina,
to jedna silna lina.

Razem we wszystkich klęskach
poniosę dalej Cię na rękach,
upadnę, Ty mi podasz dłonie,
osobno dawno byłby koniec.

(...)

To jedyne kalectwo, jakie znam -
- kiedy potrafisz kochać tylko siebie sam.
To jedyne kalectwo, jakie znam -
- kiedy potrafisz kochać tylko siebie sam.

(...)

To Luxtorpeda. Ale idealnie opisuje to, czym jest Robótka. Jednym małym gestem można wywołać lawinę pozytywnych emocji, kaskadę wdzięczności i fontannę łez radości. Bo jedyne kalectwo...

Wszelkie niezbędne info - TUTAJ


czwartek, 24 listopada 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 99 - Małpka na dzień dobry

Zastanawiałam się. Pierwszy raz chyba miałam taki dylemat. Nad tytułem. Oprócz "Małpki na dzień dobry" do boju stanęła jeszcze "Rasowa ćpunka", ale zostało przy małpce, bo lepiej oddaje romans babci z Nutridrinami. Bo ssie aż miło.

Gdy okazało się, że babci zasmakował zielony Nutridrin o smaku jabłka, pobiegłam do apteki i wykupiłam niemal wszystkie, które były "na promocji". Przytachałam do domu siatę tego tałatajstwa i późnym popołudniem rzuciłam na stół przed babcię. Niech wie, jaka dobra ze mnie wnuczka. Babcia siatę rozgrzebała, wyciągnęła butelkę, oderwała przytroczoną słomkę, odkręciła... Dalej pomogłam jej uporać się ze sreberkiem i pozwoliłam wyżłopać trochę substancji z drugiego już tego dnia Nutridrina. Wypiła niewielką część i poszła spać, a ja z mieszanymi uczuciami wstawiłam resztę do lodówki. Bo to jest tak. Najpierw coś stosuję, a potem czytam instrukcję/ulotkę/cokolwiek. Cud, że mnie jeszcze nic nie zabiło, bo nie raz okazywało się, że nie po drodze mi było z zamysłem producenta.

Mieszane uczucia polegały na tym, że nie wiedziałam, jak przechowywać Nutridriny (zarówno zapakowane, jak i napoczęte) oraz czy przypadkiem nie zafundowałam babci przedawkowania. Kiedy zatem babcia wypiła do końca drugą porcję, a pozostałe buteleczki od kilku godzin leżały w szafce, usiadłam do internetów w celu zweryfikowania własnych działań.

Okazało się, że nie podjęłam nieumyślnej próby zgładzenia babci. Przy pożeraniu wszystkiego innego, dwa Nutridriny dziennie to standard. U nas był to jednak wyjątek - babcia musi zadowolić się jedną małpką do śniadania. Zamkniętych butelek nie trzeba upychać do lodówki, a napoczęty jak najbardziej, ale leżeć może w niej tylko do 24 godzin. Smaki owocowe najlepiej smakują schłodzone. Ponadto można je mieszać z jedzeniem lub piciem. Babcia do tej pory zagryzała je schabowym, a także kanapką z pasztetem z cukinii. Ponadto Nutridriny należy wlewać w siebie od 30 do 60 minut, żeby nie dostać trawiennego szoku. Na szczęście zanim zdobyłam tę bezcenną informację, babcia sama dozowała sobie spożycie. Instynkt samozachowawczy zadziałał jak należy. Teraz, uzbrojona w niezbędne informacje wyrywam babci z rąk butelkę, jeśli chce wypić zbyt dużą ilość na jednym przyssaniu.

Wczoraj dostała wersję jogurtową o smaku malinowym. Zanim jej dałam, sama spróbowałam. Oszkliwe to nie było, ale chyba nie dałabym się za to pokroić. Natomiast babcia wyssała do dna.

wtorek, 22 listopada 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 98 - Chlejemy za trzech

W sumie babcia "chleje". Bo zaczynamy przygodę z Nutridrinkami. Czyli solidną dawką energii, witamin i innego dziadostwa w płynie. O istnieniu Nutridrinów dowiedziałam się z forum dla opiekunów osób z Alzheimerem. Dla własnego zdrowia psychicznego zaglądam tam tylko kilka razy w miesiącu, żeby nie dołować się zbytnio własnymi niedociągnięciami. Ale okazuje się, że od czasu do czasu przydaje się przejrzeć najnowsze wpisy. I w ten sposób spadło na mnie objawienie w postaci tych odżywek. Wybór jest długi i szeroki. Cena kosmiczna nieco. Choć zależy. W jednej z aptek zawołali 8,40 za butelkę 200 ml. Zważywszy, że mam w planie wlewać w babcię jedną flaszkę dziennie, to dużo. Poza tym sobie nie kupiłabym jogurtu o takiej pojemności i w takiej cenie, a co dopiero babci. Odwiedziłam zatem kolejną aptekę. I tam nastąpiło kolejne objawienie. Wprawdzie w cenie regularnej mają Nutridriny za 6,90 (co i tak jest niższą ceną), ale trafiłam na szałową promocję i szarpnęłam za 3,75 zł od sztuki. Wzięłam ostatnie trzy "YoghurtStyle" o malinowym smaku i jeden jabłkowy "JuiceStyle" (tak na spróbę, bo nie wiedziałam, czy to jabłko ją do siebie przekona). Przed chwilą na pierwszy ogień poszedł ten jabłkowy sok. Babcia przyssała się do słomki i żłopnęła pół butelki jednym ciągiem. Jest nadzieja. Chyba to mamy. 

Dlaczego jednak Nutridrinki? Babcia jak na nią nie je bardzo mało, ale jednocześnie dużo to to nie jest. Poza tym z przyczyn różnych (na przykład mojego lenistwa) bogactwo składników jest nieco ograniczone. Spróbuję więc dożywić ją jakościowo soczkami i jogurtami. Zobaczymy i poczekamy na efekty. Najwyżej będę opłakiwać jej przypływ energii.

A już poza wszystkim - babci po prostu póki co nie odrzuca. Wyraża to niewerbalnie (przyssawszy się do słomki) i werbalnie (pytana, czy jej smakuje soczek z witaminkami, potwierdza). 

poniedziałek, 21 listopada 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 97 - Do trzech razy

Trafiłam wczoraj. Kuba Jurzyk, "Być dla kogoś":

Słuchaj, Mała
Dziś się czyimś światem stałaś
I na czyjejś drodze jesteś nowym bogiem
I na pewno czyjąś rozproszyłaś ciemność
A to nie takie łatwe być dla kogoś światłem
Jednym i jedynym gdzieś pośrodku zimy

Teraz musisz, Mała unieść jeszcze więcej
Czyjeś strzępy świata musisz wziąć na ręce
Stałaś się dla kogoś szaro-złotą drogą
A to nie takie łatwe być dla kogoś światłem
Jednym i jedynym w samym środku zimy

Słuchaj, Mała
Musisz grać w to tak jak grałaś
Cały czas byś sobą, ważyć każde słowo
I tak jak rzeka, płynąć na przód i nie czekać
Starać się uwierzyć w to, że trzeba przeżyć
Gdy się jest dla kogoś słońcem, wiatrem, wodą

Teraz musisz, Mała, unieść jeszcze więcej
Czyjeś strzępy świata musisz wziąć na ręce
Stałaś się dla kogoś szaro-złotą drogą
A to nie takie łatwe być dla kogoś

Teraz musisz, Mała unieść jeszcze więcej
Czyjeś strzępy świata musisz wziąć na ręce
Stałaś się dla kogoś szaro-złotą drogą
A to nie takie łatwe być dla kogoś światłem
Jednym i jedynym w samym środku zimy

To rzeczywiście nie jest łatwe, by być dla kogoś światłem. Zwłaszcza "jednym i jedynym w samym środku zimy". Takiej najprawdziwszej. Srogiej. Takiej, która może zabić. To jest cholernie trudne, gdy czyjeś strzępy świata bierze się na ręce. Nie zawsze da się je utrzymać. Czasem po prostu wypadają z rąk. Czasem się je wypuszcza. Nie zawsze się da ważyć każde słowo. Wierzyć, przetrwać i nie uciec też nie zawsze się da. Przerabiam to już po raz trzeci. I mam cichą nadzieję, że to ostatni raz. Że już nie będę musiała unieść jeszcze więcej. Choć raczej to mało prawdopodobne. Mimo że słabe ze mnie światło. I żeby było zabawniej zwą mnie "Mała".

Do posłuchania...

sobota, 19 listopada 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 96 - Zwyżka

Wczoraj. P. zrobiła muffiny, którymi pochwaliła się całemu światu. Za karę została ściągnięta wraz z muffinami w nasze pielesze. W związku z tym miała kawałek do przejechania. Nieduży, ale i niemały. Przybiegła też Brudna. Była głupawka. Dość głośna. Babcia w swoim łóżku:
- Cicho wariaty!
Jakoś nie do końca dosłyszałam, o co jej chodziło, ale krzyk do nas doleciał. Idę do niej.
Ja: Co się stało?
Babcia: Co to za wariaty tak krzyczą?

Żem zamknęła babcine drzwi i impreza mogła trwać dalej.

Dziś, gdy zakładałam jej skarpety, zaprotestowała z błyskiem w oku, że jej nóg mam nie nazywać girami, bo ona ma girki.

A po śniadaniu dyskutowałyśmy sobie w kuchni o ewentualnej kąpieli. Wprawdzie w danym momencie do niej nie doszło, ale dyskusja była w pełni światła i na poziomie iście harwardzkim, więc jesteśmy na intelektualnej i komunikacyjnej fali <3.

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 95 - Gdy nie ma w domu... mnie

Babcia prawie wysłała na tamten świat siebie i opiekunki. Siebie, bo potwornie zakrztusiła się herbatą i opiekunki, bo... potwornie zakrztusiła się herbatą. Ale od początku.

Pojechałam na dwa dni do kulturalnej stolicy Polski w celu gruntownego odchamienia się. Odchamienie przebiegło nadzwyczaj pomyślnie wraz z towarzyszącymi mu skutkami ubocznymi - poznaniem fantastycznych ludzi i zyskaniem kolejnych zagorzałych fanów naszego frontu. Oczywiście każde nowe hołubienie jest witane przez nas (no dobrze, przeze mnie; babci wystarcza do szczęścia nutella) z wielką radością i fanfarami. Kiedy ja przeradośnie spędzałam czas, babcię ogarniał system opieki wszelkiej, m.in. dziewczyny z wolontariatu w środowy wieczór. No i w ten środowy wieczór babcia się im potężnie zakrztusiła. Dziewczyny jednak były dzielne i wykazały się zimną krwią. Babcię odratowały, nie mdlejąc przy tym, tudzież nie dostając ataku serca. Dzięki temu moja kuzynka nie znalazła w mieszkaniu zwłok sztuk trzy, ale jedynie zadowoloną z życia babcię. Dla odmiany babcia poprzedniej nocy uraczyła moją kuzynkę zasikaniem wszystkiego w łóżku włącznie z poduszką. Uczyniła to pozbywszy się w niewiadomych okolicznościach pieluchomajtek, których do dziś nie odnaleziono. I pomyśleć, że mieszkanie nie jest aż takie duże. Poduszka się suszy, a babcia biega w moim szlafroku.

W nagrodę za dobre sprawowanie podczas mojej nieobecności babcia dostała ciepłe skarpety w reniferki. Oczywiście chciałabym napisać, że do Krakowa jechałam z myślą o kupnie babci prezentu, a następnie biegałam jak szalona po całym mieście w poszukiwaniu tego najlepszego i najbardziej trafnego. Cóż. Niekoniecznie. Jechałam po prostu autobusem na bilecie czasowym (kupiłam tańszy, bo nie miałam więcej drobniaków), skrupulatnie odliczając upływające minuty i mijane przystanki, licząc na to, że dojadę jak najbliżej centrum. O Placu Wszystkich Świętych mogłam zapomnieć, ale okolice były w zasięgu. Minuty mijały. Powoli stawałam przed wyborem - wysiąść na Miodowej czy ryzykować i po czasie jechać jeszcze do św. Wawrzyńca. Stwierdziłam jednak, że nie chcę mieć żadnej rysy na mojej miłości do Krakowa. A już rysa w postaci mandatu w ogóle nie napawała mnie entuzjazmem. Wysiadłam więc na Miodowej. Wysiadłam wprost na ciepłe skarpety, którymi w bramie handlował miły pan. Zatem jak już znalazłam się z nosem w tych skarpetach, to stwierdziłam, że może kupię babci gifa. No i teraz w nich zaiwania. Są biało-fioletowe, więc póki co pasują do mojego fioletowego szlafroka.



Zdjęcie ze skarpetami nieco niewyraźne, ale zapewniam, że babci się podobają :-)